Bono Dziennikarzem
#1
Napisano 11 stycznia 2009 - 08:55
http://www.cgm.pl/ak...16e48deb4c94969
A tu link do New York Times :
http://www.nytimes.c...1bono.html?_r=1
Mój translator mi płata figle,może ktoś znający dobrze język ang. napisze co w tym artykule piszczy...?
#2
Napisano 11 stycznia 2009 - 09:39
Ale pewnie się mylę, co? Poprawcie mnie.
#3
Napisano 11 stycznia 2009 - 10:24
http://www.u2.com/ne...ll&news_id=2285
Kolejny news opierający się na "cudzym" źródle.
#4
Napisano 26 kwietnia 2009 - 18:14
Baby, baby, baby...
Baby, baby, baby...light my way
Oooh...ultraviolet...
#6
Napisano 10 lipca 2009 - 23:31
Baby, baby, baby...
Baby, baby, baby...light my way
Oooh...ultraviolet...
#7
Napisano 11 lipca 2009 - 13:44
A proszę bardzo, nawet przez "ó" prośba jest do spełnienia . Oto część pierwsza mojego tłumaczenia najnowszego artykułu Bono z New York Timesa:a może by tak ktoś te artykóły przetłumaczył. hmm?
Niedługo samolot Air Force jeden wyląduje w Accra, Ghana.; Afrykanie powitają pierwszego afro-amerykańskiego prezydenta. Relacja medialna kładzie równy nacisk na obie strony [tego] myślnika.
A my uważaliśmy to za coś wielkiego, kiedy prezydent Kennedy odwiedzał Irlandię w 1963 (to było wielkie, chociaż ja byłem mały. Tam skąd pochodzę, JFK pamiętany jest bardzo dobrze jak swój)
Jednak afrykańskość prezydenta Obamy to tylko (ekscytująca) część dzisiejszych historii. Wiadomości z kablówki mogą uważać, że chodzi tu o niego – ale ja myślę że nie. Gdyby miał taki zamiar, udałby się w sentymentalną podróż do Kenii, próbując uchwycić marzenia swego ojca. On dokonał innego wyboru, i jasno określił powód. Pomimo nieopisanego piękna Kenii i jej ostatnich zwycięstw w walce z moskitami, kraj wciąż cierpi z powodu korupcji, a polityczne niepokoje potwierdzają zbyt wiele informacji które my na Zachodzie czytamy o Afryce. Lecz Ghana wprawia je w zakłopotanie.
I nie agresywnie ani wyzywająco, lecz w spokojny, bezpośredni sposób. Ghana to kraj, gdzie ulubiona muzyką jest jazz; kraj, który dawno temu wynalazł gatunek zwany dobrobyt, rozprzestrzeniający się po Afryce – i, nawet ostatnio, modny sposób na życie, co ma miejsce wtedy, gdy hip hop spotyka reggae, rnb i ghańskie melodie (jeśli wiecie o co chodzi, a naprawdę powinniście). W trakcie wizyty tamże, spotkałem ministra turystyki i podrzuciłem pomysł reklamowania kraju jako ,,miejsca narodzin bycia cool” (pomyślcie o muzyce Milesa, rozmowach z Kofi). On podszedł do tego powściągliwie, zbyt powściągliwie, moim zdaniem.
Cicho, skromnie – ale także heroicznie – Ghana bierze się za przywrócenie kontynentowi dobrej marki. Nowe oblicze Ameryki, poznajcie nową twarz Afryki.
Ghana jest dobrze administrowana. Po zakończonych wyborach władza przeszła pokojowo w nowe ręce. Społeczeństwo obywatelskie staje się silniejsze. Gospodarka kraju dobrze się rozwijała nawet przed tym, jak kilka lat temu odkryto ropę na jego wybrzeżu. I chociaż globalny kryzys ekonomiczny dał się we znaki, Ghana wydaje się radzić sobie z tą burzą. Zwykle nie daję rad inwestycyjnych – już słyszycie alarm w siedzibie Timesa- ale oto jedna: kupujcie to, co ghańskie.
Zatem nie jest przypadkiem, że Ghana czyni postępy w osiąganiu Rozwojowych Celów Milenium. Teraz jest jednym z niewielu afrykańskich krajów mających szansę je osiągnąć do roku 2015.
Nikt nie wręczył mi kopii prezydenckiego przemówienia w Ghanie, ale jasne jest, iż skupi się on nie na problemach dotykających kontynentu, ale okazjach dających Afryce szansę wzrostu. Jeśli na tym skupi się [prezydent], największy aplauz otrzyma od członków powiększającej się afrykańskiej klasy średniej, którzy mają dość bycia patronizowanymi oraz słuchania piosenek o kontynencie w tonacji moll (gra słów „minor”= moll, mniejszy, słabszy)
Ja też śpiewałem tę pieśń [to przeszedłem]. Rozmawiałem o tragedii, o konieczności zrobienia czegoś. A to jest pilne, gdy prawie 2000 dzieci w Afryce umiera codziennie od ukąszeń moskitów; ten rodzaj zaprzepaszczania kapitału ludzkiego nie jest czymś normalnym do zaakceptowania.
Ale jak wskazuje przykład Ghany, to tylko jedna strona medalu. Pośród ubóstwa i chorób istnieją możliwości inwestycji i rozwoju - takich, które z dnia na dzień nie wyeliminują potrzeby pomocy, w takim stopniu jak pragniemy tego my i Afrykańczycy, ale w tym czasie można zbudować drogi, szkoły, odpowiedni handel aż do momentu, gdy pomoc zostanie zastąpiona traktatami handlowymi, umowami biznesowymi i własnym krajowym dochodem.
Prezydent Obama może przyspieszyć ten dzień. On wie, że zmiany nie przyjdą łatwo. Korupcja śledzi afrykńskich reformatorów. „Jeśli walczysz z korupcją, on walczy z tobą”, jak powiedział były nigeryjski urzędnik walczący z korupcją.
Ze swojego wysokiego stanowiska, prezydent może ugodzić w korupcję. Bez odpowiedzialności, nie ma możliwości. Jeśli nie jest to przysłowiem, to powinno być. To prawda, jakby nie patrzeć. Praca amerykańskiego rządu nad Korporacją Zmian Milenium jest oparta na tej zasadzie, nawet jeśli nie jest to powiedziane wprost. Pomoc finansowa Stanów Zjednoczonych w znacznej sumie idzie do krajów, które korzystają z niej, a nie marnują. Ghana jest jednym z nich. Jest też wiele innych.
#8
Napisano 11 lipca 2009 - 16:38
To dzięki takim ludziom jak John Githongo, byłemu szefowi antykorupcyjnemu Kenii, mojemu własnemu bohaterowi będącemu pionierem [ruchu] oddolnej odpowiedzialności. Wysiłki takie jak jego, które mają miejsce na całym kontynencie, zasługują na większe wsparcie. Takie typu prezydenckiego. Jest też nigeryjska pięść moralno-finansowa – Ngozi Okonjo-Iweala, dyrektor operacyjny Banku Światowego i zarazem były minister finansów kraju – którego misją jest pomoc krajom afrykańskim w odzyskaniu skradzionych dóbr zagrabionych przez skorumpowanych urzędników. A EITI [inicjatywa walki z korupcją] pomaga krajom takim jak Ghana doprowadzić do porządku biznes związany z ropą, gazem i węglem, upewniając się, że zyski nie idą w ręce kleptokratów.
Uwaga prezydenta byłaby wspomożeniem tych wysiłków, zastrzykiem moralno-politycznych protein, które, przy okazji, wprawią w ruch dolarową pomoc. To powinno ucieszyć liderów grupy G8 zebranych we Włoszech, z którymi jadąc do Afryki pan Obama żegna się hawajsko-chicagowską odmianą ,,do widzenia”.
Wydaje się, że szczyt z tego tygodnia przyniesie pewne nowe obietnice ze strony G8 w sprawie rolnictwa (jak dotąd, nowe pieniądze od Ameryki, stare od pozostałych). To są dobre wieści, które prezydent Obama zawiezie z Europy do Ghany.
Natomiast już-nie-tak-dobre-wieści są takie, iż kraje typu Włochy czy Francja nie zamierzają dotrzymać swoich postanowień odnośnie Afryki – co czyni prezydencką wizytę jeszcze bardziej istotną. Stany Zjednoczone są aktualnie krajem dotrzymującym obietnic, a pan Obama już zapowiedział, że zrobi więcej niż tylko opieranie się na imponującej spuściźnie Busha.
Prezydent Obama planuje powrót do Afryki na Mistrzostwa Świata w 2010. W międzyczasie ma szansę poprowadzenia innych w budowie –poczynając od dołu – sukcesu obecnych wysiłków Afryki w uczeniu się na błędach. A było ich wiele. Byliśmy świadkami dobra, zła i spraw nieprzyjemnych w naszych najeżonych trudnościami kontaktach z tym dynamicznym kontynentem.
Prezydent może ułatwić to, co nowe, świeże, inne. Wiele z obecnych obietnic wygasa w 2010 roku, a niektóre ze starszych są chronicznie zaniedbywane. Nowe obietnice pochodzące od zwykłych i nowych partnerów, począwszy od G8 do G20, muszą zostać poczynione - i tym razem dotrzymane. Jeśli więcej afrykańskich narodów (nie tylko Ghana) ma osiągnąć milenijne cele, będą potrzebować inteligentnych partnerów w biznesie i rozwoju, co oznacza trwałych, wymiernych, odpowiedzialnych, żywo reagujących, wyraźnych [gra słów: inteligentny = smart, czyli Sustainable, Measurable, Accountable, Responsive i Transparent]
Afryka jest nie tylko ojczyzną Baraka Obamy. Naszą również. Miejscem narodzin ludzkości. Gdziekolwiek zaniosła nas podróż, wszystko zaczęło się tam. Słowo używane przez Desmonda Tutu brzmi „ubuntu”: jestem ponieważ jesteśmy. On stwierdza, że nie możemy stać się wspólnotą zanim tego nie zaakceptujemy.
Czy w tym sensie każdy Amerykanin może być Afroamerykaninem?
#10
Napisano 12 lipca 2009 - 12:29
#11
Napisano 13 lipca 2009 - 17:23
No dobrze, pod warunkiem że pierwszego felietonu Bono podejmie się już ktoś inny . Oto dostarczam następny artykuł pt. Jest rok 2009. Czy wiesz, gdzie jest twoja dusza?, tym razem z kwietniowego wydania New York Timesa. W tłumaczeniu starałam się zachować formę jak najbardziej zbliżoną do oryginału, stąd np wiele akapitów. BTW, ten felieton Bono rozpoczyna od kolejnej gry słów...A może te poprzednie felieton też przetłumaczyć.
[Jest pierwsza rano] Jestem w centrum Manhattanu, tam, gdzie kierowcy ciągle używają klaksonów jakby były one instrumentami muzycznymi i gdzie krzyczenie w restauracjach jest sportem. [gra słów oparta na pisowni: I AM = jestem lub godzina pierwsza rano]
Znajduję się daleko od ciepłego powiewu głosów, który słyszałem tydzień temu w Niedzielę Wielkanocną.
„Wielbimy Twoje imię”, zaśpiewała wyspiarka, podczas gdy ludzie kołysali się w wykutym z kamienia kościele. Byłem oszołomiony barwami, to emocjonalne uniesienie poprowadziło mnie nad morze.
Chrześcijaństwo, jak się okazuje, ma swój rytm – i rozbrzmiewa on o tej porze roku. Karnawałowa rumba ustępuje miejsca powolnemu marszowi Wielkiego Postu, następnie hymnom staccato w pochodzie wielkanocnym. Od zabawy do zadumy. Po 40 dniach na pustkowiu, coś w tym rodzaju...
Karnawał – gwiazdy rocka są w tym dobre.
„Carne” oznacza ciało; „Carne-val” to przyjęcie pożegnalne. Byłem na wielu z nich. Brazylijczycy twierdzą, iż organizują najdłuższe; z pewnością robią to najlepiej. Nie sposób uniknąć tej gorączki. Nie masz innego wyboru, dołączasz do nich, zabawowiczy podporządkowanych rytmowi, którzy rozprzestrzeniają się ulicami zupełnie jak powódź [pokonująca] brzegi rzeki. To jest Radość, której nie da się udawać. To siła życiowa. To serce przepełnione wdzięcznością. Wybór należy do ciebie...
To właśnie z Wielkim Postem zawsze się nie zgadzałem. Odpuściłem go sobie... a dokładnie to wielkopostne wyrzekanie się. Mój sposób na dyscyplinę jest prosty – jest nią ciężka praca – ale oczywiście to kolejny sposób na pobłażanie sobie.
A potem nadchodzi proces umierania i ponownego życia, którym jest Wielkanoc.
Dla mnie jest to sprawa najwyższego rzędu – odrodzenie, którego zawsze potrzebowałem. I nigdy tak bardzo, jak kilka lat temu, kiedy zmarł mój ojciec. Przypominam sobie swoje zakłopotanie i ulgę [wywołaną przez] gorące łzy, kiedy klęczałem w kaplicy w wiosce we Francji i wyrażałem skruchę za moją naturę syna marnotrawnego - żałowałem walki z moim ojcem przez tyle lat i tego, że zmarnowałem tak wiele okazji poznania go lepiej. Pamiętam uczucie „pokoju dającego zrozumienie”, który zniósł mi ciężar z serca. Ze wszystkich chrześcijańskich świąt, to właśnie Wielkanoc wymaga najwięcej wiary – prowadząc cię od szacunku dla aktu stworzenia, poprzez oszołomienie związane ideą z niepokalanego poczęcia, aż do dalekosiężnej myśli, iż śmierć nie jest końcem tego wszystkiego. Krzyż na rozdrożu. Jakiekolwiek są twoje religijne bądź ateistyczne poglądy, szansa na rozpoczęcie wszystkiego od nowa jest atrakcyjną ideą.
Ok, forumowicze, to była cz.1 felietonu. Znów siadam do tłumaczenia, niedługo umieszczę następną
#12
Napisano 13 lipca 2009 - 18:42
W zeszłą niedzielę, przewodnik chóru wychodził ze skóry ... był zarazem burzliwy i spokojny, figlarny i czuły [grając] melodie na jednym z najlepszych fortepianów. Śpiewał swoje inwokacje pięknym, mocnym tenorem, a piegowaty chłopiec grał na tamburynie tuż przy jego boku w taki sposób, jak gdyby był to pełen zestaw perkusyjny. Parafianie śpiewali pieśni niosące się aż pod dach, sławiące Boga, który najwyraźniej sam zamilkł udzielając nam głosu.
Chodzę do małych kościołów i wielkich katedr w jakim celu? By dokładnie zbadać Pismo? By sprawdzić stan swojej głowy? Serca? Nie, mojej duszy. Dla mnie te medytacje są jak lina miernicza w ręku budowniczego – by sprawdzić, czy ściany są proste czy krzywe. Moje życie emocjonalne badam poprzez muzykę, moje intelektualne życie przez pisanie, ale dzięki religii badam swoją duszę.
Kaznodzieja powiedział: „Cóż dobrego otrzymuje człowiek, jeśli zyskuje cały świat a traci swoją duszę?” Słysząc to, każdy z zebranych w pokoju pielgrzymów zadał sobie pytanie „Czy to ja, Panie” W Ameryce i w Europie ludzie pytają” Czy to my?”
Cóż, tak. To my.
Karnawał dobiega końca. Handel podgrzewał rynki i klimat ... zadymione niebo rewolucji przemysłowej zmieniło skalę i położenie, ale obecnie topi lody arktyczne i zagotowuje morza w czasie rewolucji technologicznej. Kapitalizm jest poddany osądowi; globalizacja znów jest na ławie oskarżonych. Zwykliśmy mówić, że chcieliśmy dać całemu światu właśnie to, co sami mieliśmy. Potem odkryliśmy, że jeśli każdy na tej planecie miałby lodówkę, dom i samochód terenowy, to zadusilibyśmy się własnymi spalinami.
Wielki Post dotyczy nas czy tego chcemy czy nie. A z nim, miejmy nadzieję, wiąże się szansa na wybawienie. Ale nie jest to tylko termin duchowy, to również koncepcja ekonomiczna. Na początku nowego milenium, kampania na rzecz darowania długów, zainspirowana Żydowską koncepcją Jubileuszu, miała na celu dać nowy początek krajom najbiedniejszym. W Afryce o 34 miliony dzieci więcej chodzi teraz do szkół w dużej mierze właśnie dzięki temu, że ich rządy wykorzystały pieniądze uwolnione przez tę kampanię. To wyzwolenie nie było końcem ekonomicznego niewolnictwa, lecz pełnym nadziei nowym początkiem dla wielu. I to wielu, a nie tylko nielicznych, szukanie własnej duszy musi tam zaprowadzić.
Kilka tygodni temu byłem w Waszyngtonie kiedy pojawiły się informacje o cięciach w prezydenckim budżecie pomocowym. Mówiono, że niełatwo będzie dotrzymać obietnic danych tym odległym od nas ludziom żyjącym w ciężkiej sytuacji, gdy sami napotykamy trudności w Stanach Zjednoczonych. I tak jest.
Ale czytałem ostatnio że Amerykanie ograniczają wydatki na służby publiczne na dużą skalę ponieważ brakuje im pieniędzy na datki. Oraz, że podążając za sukcesywnym głosowaniem w dwupartyjnym Senacie, Kongres zamierza zwrócić pieniądze wycięte z budżetu pomocowego – to odmowa opuszczenia tych, którzy zapłaciliby tak wysoką stawkę za kryzys nie będący ich przyczyną. W najtrudniejszych czasach ludzie pokazują, jakimi są naprawdę.
Twoją duszą.
Wiele z obecnych dyskusji dotyczy wartości finansowych, a nie tych prawdziwych wartości. Pomoc dobrze wydana jest przykładem obu, zarówno wartości finansowej jak i moralnej. Zapewnienie leków przeciw AIDS dla prawie 4 milionów ludzi, skromnych środków poprawiających stan zdrowia matek, wyeliminowanie zabójczych zarazków i wirusów takich jak malaria, to wszystko jest krokiem do osiągnięcia samowystarczalności, to wszystko może zapewnić nam przyjaciół w świecie tak szybkim w robieniu sobie wrogów. To nie jest dawaniem jałmużny, to inwestycja. To nie akcja charytatywna, lecz sprawiedliwość.
Dziwnie, że kiedy wychodziliśmy z małego kamiennego kościoła na prażące słońce, myślałem [takich ludziach jak] Warren Buffett i Bill Gates, których obie fortuny są poświęcone walce z ekstremalnym ubóstwem. Obaj będący agnostykami, jak mi się wydaje. Myślę o Nelsonie Mandeli, który spędził swoje życie na bronieniu praw innych ludzi. To uduchowiony człowiek, bez wątpienia. Czy religijny? Powiedziano mi, że on by siebie tak nie określił.
Nie każda muzyka soul pochodzi od kościoła. [gra słów: soul = dusza lub gatunek muzyki]
#14
Napisano 13 lipca 2009 - 19:55
#16
Napisano 14 lipca 2009 - 13:01
Zgadzam się, to jego styl pisania, ten facet ma pozytywnie zakręcony sposób opisywania rzeczywistości. Zatem przekazuję ci pałeczkę tłumaczenia na pierwszy artykuł, jeśli dobrze pamiętam dotyczył on muzyki i F. Sinatry. Tu masz linka: http://www.nytimes.c...1bono.html?_r=2wystarczy przeczytać dla porównania inne teksty Bono, on potrafi tak pisać.
postaram się przetumaczyć pierwszy artykuł.
Baw się dobrze! Z przyjemnością przeczytam twoje tłumaczenie. Pozdro!
#17
Napisano 18 października 2009 - 16:02
#18
Napisano 18 października 2009 - 16:14
Ok, jutro (jak szczęśliwie dożyję) wezmę się za tekst i przetłumaczę, chyba że ktoś inny chce się podjąć? Wtedy niech mi da znać na PM, żebyśmy oboje nie ślęczeli nad tym samymkolejny artykuł.
http://www.nytimes.c...8bono.html?_r=2 moze ktoś przetłumaczy.
#20
Napisano 18 października 2009 - 17:52
U mnie na grypę zapadł komputer.. Z radością przyjmuję cię do klubu U2translatorów! (Gdy pracuje więcej ludzi, każdy z nich się mniej natrudzi ) Podzielmy się tekstem - ja pierwszą stronę, ty drugą. Odpowiada ci? Usiądę nad tym jutro wieczorem i postaram się ją puścić na forum jeszcze tego samego dnia, więc masz więcej czasu na swój kawałek. Powodzenia!Ja mogę się wziąć za jakiś następny na ten przykład Czy na forum też panuje grypa ?
Dodaj odpowiedź
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych